Archiwum 13 stycznia 2016


Mój sklep ekologiczny w Polsce - Bioking.com.pl...
Autor: kulinarneciekawostki
13 stycznia 2016, 17:26

Choć wiele produktów, nawet kiedys rzadko spotykanych, dziś da się znaleźć w marketach, to są nadal jeszcze takie, które można namierzyć jedynie w sklepach ekologicznych. Warto mieć takie jedno swoje ulubione miejsce, bo to daje trochę inne doświadczenie kupowania, niż kupowanie w sieciach - ale o tym za chwilę.

Ja na przykład bardzo lubię sklep BioKing.com.pl - w Rzeszowie można znaleźć kilka sklepów eko, jednalk ten najbardziej przypadł mi do gustu. Także dlatego, że powierzchniowo jest największy w Rzeszowie i tutaj mogę znaleźć najwięcej ciekawostek. Czym różni się kupowanie w takim mniejszym sklepie od kupowania w dużych sieciach ? Jest kilka różnic:

- możliwość indywidualnego podejścia - w BioKing można zamówić właściwie każdy produkt, nawet jeśli jest to rzecz sprzedająca się bardzo rzadko. Z wiadomych względów nie znajdziemy tam wszystkiego - choć wybor jest ogromny. Jeśli znajdzie się cos, czego na stanie nie ma, sklep sprowadza to właśnie pod zamówieni. To zdecydowanie jest coś, co wyróżnia taki salon od sklepów sieciowych. Często kupienie czegoś na Allegro nie jest możliwe, bo po prostu tego tam nie ma;

- największa szansa, jeśli jakiś produkt nie jest rodzimy - jeśli jakiś produkt jest nam obcy, a potrzebujemy go, by trochę poeksperymentować w kuchni, największe szanse na jego znalezienie będziemy mieli właśnie w sklepie eko;

- smak - od tego pewnie powinnam zacząć. Tutaj nie ma chyba sensu wspominać nawet o warzywach, owocach i wędlinach. To trzy grupy produktów, których w takich miejscach szukamy najczęściej. Po pewnym czasie, kiedy orientujemy się, że wszystkie warzywa i wędliny smakują tak samo, zaczynamy szukać czegoś, co będzie po prostu smaczne. Takie miejsca są nie do przecenienia, jeśli chodzi właśnie o smak. Mam wrażenie, że powoli zastępują nawet targi, na których coraz mniej naturalnych warzyw.

Bez wątpienia warto mieć swój sklep eko - nie tylko można wtedy eksperymentować z nowościami, ale również wracać do dawnych, na szczęście jeszcze nie zapomnianych smaków.

Po Rzeszowie w poszukiwaniu ciekawych smaków....
Autor: kulinarneciekawostki
13 stycznia 2016, 17:13

Rzeszów nie jest miastem najmniejszym, ani największym. W sam raz do zamieszkania - pozbawiony minusów dużych metropolii, ale już na tyle duży, aby bez problemu można było tu znaleźć wszystko, co znaleźć się da w dużym mieście. Podobnie jest z jedzeniem. Ciekawostek kulinarnych u nas nie brakuje. Nie brakuje też miejsc, gdzie serwuje się coś trochę innego i ciekawszego.

Przyjrzyjmy się więc najdziwniejszym smakowo restauracjom. Nie będą to miejsca specjalnie szokujące, ani dziwne - po prostu takie, gdzie można zjeść trochę inaczej:

- Magiczne Smaki na Krzyżanowskiego - najstarsza restauracja wegetariańska i wegańska w Rzeszowie. Smaki genialnie domowe, to coś w sam raz na wyjście, kiedy nie ma się ochoty gotować, a przychodzi smak na lekkie danie. To miejsce mogę zdecydowanie polecić nie tylko weganom i wegetarianom. I na pewno ze wszystkich lubiane przeze mnie najbardziej;

- North Fish na Piłsudskiego w Rzeszowie - coś dla wielbicieli ryb i owoców morza. Tylko takie przysmaki na wiele różnych sposobów;

- Sajgon na Sobieskiego - to jedna z najstarszych restauracji rzeszowskich, która proponowała smaki inne niż klasyczne. Ma z pewnością ze 20 lat, a być może więcej. Co tam zjecie - na pewno po chińsku i wietnamsku. Oceny są podzielone, ale i smaki też nie do końca nam znane. Ja nie podejmuję się oceniania takiej kuchni, bo nie mam zielonego pojęcia, jak powinna smakować;

To te smaki, które jako pierwsze przychodzą mi do głowy. Nie jedyne oczywiście, bo znajdziecie w Rzeszowie klasyczne klimaty, a więc trochę po japońsku, indyjsku, włosku itd. Jak w każdym przypadku, zawsze zapadają mi w pamięć miejsca, którym udało się przez kilka wizyt utrzymać wysoki poziom. Jednym słowem chciałabym, aby zawsze był to ten sam, doskonały smak. Trochę jak w Maku :)

Karob czyli szarańcza zamiast czekolady
Autor: kulinarneciekawostki
13 stycznia 2016, 16:51

Zdobywający coraz większą popularność karob (który nawiasem mówiąc jest nazywany szarańczynem) przez długi czas jakoś nie bardzo mnie przekonywał. Być może dlatego, że jestem ogromną wielbicielką kakao i czekolady i trudno byłoby się mi bez nich obejść. Jednak po skosztowaniu karobu w proszku, czyli właściwie takiej trochę innej wersji kakao z mlekiem, chyba zdołałam się do niego przekonać. Generalnie jest to po prostu kakao.

Sama roślina, a właściwie jej owoce je przypominają. Jednak kiedy przyjrzymy się składowi obu substancji, okazuje się, że karob ma przewage nad kakao. Po pierwsze zawiera dużo mniej tłuszczu - ziarna kakao są jednak o wiele bardziej kaloryczne. Po drugie nie wywołuje alergii. Mimo podobieństwa smaku, nie mamy tutaj właściwie żadnego pokrewieństwa między roślinami. Karob jest rośliną z rodziny bobowatych, a więc teoretycznie można by go zaliczyć do fasolek. O ile jednak ze strączków fasoli wydobywamy jedynie nasiona, to tutaj można zajadać także "opakowanie".

Jak to bywa w przypadku wielu roślin, karob, tam gdzie występuje najliczniej, nie jest specjalnie szanowana rośliną. Wybrzeża Morza Śródziemnego są jego naturalnym środowiskiem i w tym regionie raczej wykorzystuje się go jako roślinę pastewną. To ciekawe, ponieważ dla niektórych ssaków spożycie kakao może się okazać śmiertlene. Tymczasem podobny w smaku karob mogą zajadać bez żadnych komplikacji.

W jakiej formie można go spotkać w sklepach ? W naszych najpopularniejszy jest proszek, bo łatwiej daje się go przechować. Sporo jest również słodyczy, w których zastąpiono nim kakao. Stosunkowo rzadzko w naszych sklepach udaje się spotkać karob w strąkach. Karob jest ratunkiem dla osób, które nie mogą spożywać kakao. Dzięki niemu nie muszą rezygnować z jedzenia czekolady. Jest to także produkt bezglutenowy, a w przypadku wielu czekolad znalezienie produktu bez glutenu jest bardzo trudne.

Jako ciekawostkę warto napisać, że ziarna karobu są prawie idealne. Zawsze warzą tyle samoi zawsze mają taką samą wielkość. W dawnych czasach używano ziaren jako odważników do ważenia złota - stąd tez pochodzi określenie karat.

Chia - przysmak Azteków.
Autor: kulinarneciekawostki
13 stycznia 2016, 15:59

Pośród ciekawostek, które mozna znaleźć w sklepach ze zdrową żywnością (moim zdaniem to tam znajdziemy najciekawsze i jednocześnie najrzadziej spotykane produkty) znalazła się już jakiś czas temu chia, a właściwie jej nasiona. Chia, inaczej nazywana szałwią hiszpańską, jest rośliną typową dla Ameryki Południowej. Była jedną z najpowszechniejszych upraw Azteków, obok kukurydzy i fasoli. Nam może się nie kojarzyc z niczym konkretnym, natomiast bardzo łatwo udaje się i w naszej kulturze znaleźć jej odpowiednik. Spokojnie może nim być siemię lniane.

Podobnie jak siemię, także i chia jest bogatym żródłem nienasyconych kwasow tłuszczowych, białka i błonnika. Jej odmian można znaleźć mnóstwo, ziarenka mają przeróżne kolory, ale podobnie doskonale właściwości. O wlaściwościach zdrowotnych możecie więcej poczytać na przykład tutaj, a ja chciałabym się przyjrzeć raczej kulinarnemu zastosowaniu. A z czym to sie je ? Szczerze mówiąc, ziarna chia to produkt, z którym początkowo nie wiadomo, co zrobić. Po chwili jednak pojawiają się pomysły.

Bazą do wielu przepisow jest galaretka z chia. Bardzo prosta do zrobienia, choć wymaga trochę pracy. Do letniej wody (albo mleczka kokosowego) wsypujemy powoli nasiona chia i mieszamy je. Ostawiamy na jakiś czas i i znowu mieszamy. Taka galaretka może postać w lodówce kilka dni. Jeśli komuś nie chce się ubijać nasionek z wodą, może ich łyżkę zalać ciepłą wodą i zostawić aż masa sama zgęstnieje.

Na tej bazie można zrobić na przykład deser, chyba najbardziej popularny sposób podawania tych nasion. Wariacji tego dania można stworzyć niezliczone ilości, w zależności od dodatków. Nasionka chia można również zjadać zupełnie na surowo, na przykład dodając do jugurtów, sosów, albo po prostu mieszając z twarogiem. Nasiona można także zmielić i w ten sposób zrobić mąkę. Możliwości są niczym nieograniczone. Jednak najzdrowszym sposobem spożywania nasion jest ich jedzenie na surowo - wtedy nie tracą nic ze swoich cennych właściwości. A jeśli brakuje pomysłu na tą trochę dla nas ezgotyczną roślinę, podparłabym się przepisami z siemieniem lnianym.